„Naród, który nie zna swojej przeszłości, nie rozumie swojej teraźniejszości i nie może tworzyć swojej przyszłości!”
Europa potrzebuje Węgier... które nigdy nie dały się pokonać.

Znak zapytania na końcu cytatu w tytule nie jest pomyłką. Słynny rzymski mówca Cyceron, zmarły w 43 roku p.n.e. w wieku 63 lat, stwierdził, że „Historia est magistra vitae” /Historia jest nauczycielką życia/ obejmująca ponad dwa tysiące lat, powinna być aktualna także dzisiaj. Zachowane powiedzenie Cycerona pierwotnie brzmi następująco: Historia, świadek czasów, światło prawdy, żywa pamięć, „nauczyciel życia, posłaniec dawnych czasów, przez jaki inny głos staje się nieśmiertelny, jeśli nie przez głos mówiącego”. ?” (Tłumaczenie: Anikó Polgár i László Csehy.)

Dlaczego znak zapytania? Być może, patrząc na ostatnie 1100 lat historii Węgier, mądrość Cycerona jest aktualna. Jednak ostatnie lata wrzuciły ludzkość w erę, w której zalew informacji „nadpisuje” historię. Zostańmy z Węgrami Kotliny Karpackiej! Historia powszechna wzywana jest na pomoc tylko w przypadku, gdy bezpośrednio wpłynęła lub wpłynęła na rozwój losów naszego narodu.

Węgrzy są bardzo dobrzy w trzech rzeczach – przynajmniej tak o sobie myślimy – można powiedzieć, że są w nich ekspertami. Piłka nożna, polityka i gastronomia (w tym tradycyjne potrawy, wino i brandy).

Nie będę szczegółowo omawiał „nauki” o piłce nożnej i gotowaniu. Historia jest jednak bliska polityce, dlatego odważę się zająć w tej sprawie stanowisko. Zacznę od tego, że większość ludzi – czy tego chce, czy nie – wie o codziennych wydarzeniach. Wiadomości napływają z każdego kanału. To, które radio, telewizja, interfejs medialny, występ, osobiste doświadczenia wpływają na jednostkę, zależy przede wszystkim od jej wcześniej ukształtowanego światopoglądu. I on w to wierzy, niezależnie od tego, czy są to wiadomości prawicowe, czy lewicowe, dla uproszczenia. Wierzy – i to niestety dotyczy większości ludzi – ponieważ nie zna praw historii, historii własnego narodu, korzeni. Masa oscylatorów to jeszcze bardziej skomplikowany przypadek. Nie mają dojrzałego światopoglądu, mają jedynie interesy materialne, samostanowienie i władzę. To nie przypadek, że ich rola jest tak wysoko ceniona przed wyborami. Oczywiście, to też trzeba zaakceptować – tak było zawsze – choć nie można zapominać o przyziemnej prawdzie: pieniądze mówią, psy szczekają!

Przeciętnego człowieka nie interesują ideologie! Kiedy znaczna część społeczeństwa jest zadowolona z danego systemu, powód jest głównie jeden. Czy możesz stworzyć akceptowalny poziom życia dla siebie i swojej rodziny bez konieczności przerywania pracy? Jak to jest takie naturalne? Jak to należy przyjąć? Nie jestem pewny! Widzieliśmy już bogate, potężne kraje i ludzi z wcześniejszych czasów – do tego trzeba znać historię – którzy stali się ofiarami pieniędzy, wygody i egoizmu. Niestety, nawet dzisiaj żyjemy w środku takiego procesu, czarno-białego, a niektórzy nie widzą lub nie chcą widzieć niebezpieczeństwa. Jakie jest główne niebezpieczeństwo?

Islamizacja, w porównaniu z którą wojna rosyjsko-ukraińska i inne koszmary gospodarcze i ideologiczne są jedynie operacjami dywersyjnymi. Islam jest obecnie dominującą ideologią i siłą rządzącą w 57 krajach świata. Trwająca trzecia inwazja będzie najbardziej udanym rozdziałem trwającego 1400 lat procesu podboju, w czasie którego podda się zachodnia część Europy. Wszyscy Europejczycy powinni znać ten fragment historii, że kiedy żołnierze Allaha zajęli Bizancjum w 1453 roku, dobiegło końca Wschodnie Cesarstwo Rzymskie, znane również jako Cesarstwo Bizantyjskie. Imperium, w którym zbudowano przyszłość Europy. Warto również wiedzieć, że trzy lata później, w 1456 roku, armia osmańska zaczęła oblegać Nándorfehérvár. János Hunyadi nawet ich pokonał, ratując Europę, w tym Węgry, przez co najmniej 70 lat. A chrześcijanie wspierający „biednych prześladowanych” powinni bezwzględnie usłyszeć, że imamowie otwarcie przygotowują napływających bojowników do okupacji Rzymu (czyli Zachodu). A ci, którzy chcą poznać naszą przyszłość z perspektywy fikcji, powinni przeczytać Bizancjum Ferenca Herczega i/lub książkę Stefana Zweiga Gwiezdne Wojny.

Podział społeczeństwa

Sprzeczności, które coraz bardziej dzielą społeczeństwa, istnieją nie tylko na Węgrzech, ale na całym świecie. Wystarczy oglądać i słuchać codziennego potoku wiadomości. Widzimy zamieszki uliczne, biedę, okropności wojen, niemal niepohamowane rozprzestrzenianie się narkotyków i korupcji. Co więcej, z niedowierzaniem doświadczamy zaprzeczania naturalnej biologicznej egzystencji człowieka, gwałtownej inwazji na teorie gender.

W tym zróżnicowanym świecie ludzie w coś wierzą i starają się ustanowić to jako wiodącą normę. Małe dziecko widzi kompas w bajce, u swoich rodziców, w magii przedmiotu w szkole podstawowej lub u nauczyciela, który go uczy. Jak to tu przynależeć, historia jest nauczycielką życia?

Ja sam uważam historię – wierząc, że powiedzenie Cycerona jest prawdziwe – za kompas, który powinien skierować myślenie narodu węgierskiego ku korycie rzeki. Spróbuję nakreślić przebieg naszej tysiącstuletniej historii, czyli jak kto woli, wydarzeń na wyboistej drodze naszego stawania się narodem, którą można opisać od podboju prowadzonego przez Árpáda do XXI wieku . Na Węgrzech, czego nie doceniamy wystarczająco, nadal odbywają się dwie lekcje historii w tygodniu, zarówno w szkołach podstawowych, jak i średnich. W większości tak zwanych krajów rozwiniętych przedmiot historii już dawno popadł w ruinę. Widzimy konsekwencje!

Niestety, nawet nasi historycy, uzbrojeni w gruntowną wiedzę, „głoszą słowo”, gromadząc się w kilku obozach ekspertów. Wspominam także o przykładach, które arbitralnie wybrałem spośród wybitnych przedstawicieli tej dyscypliny. Przykładami są jednak takie, których przedstawiciele zabiegają także o przekaz polityczny.

Historycy po lewej stronie

Jeden z naszych znanych historyków jest znakomitym znawcą i nauczycielem m.in. epoki Księstwa Siedmiogrodzkiego oraz XVI-XVII w. Wydarzenia na Węgrzech w XX wieku. Od czasu zmiany ustroju aktywnie angażował się w politykę, był nawet ministrem edukacji. Jego zasługą jest to, że nadal stoi przy swojej już rozwiązanej partii i nie dołączył do wielu innych członków partii do żadnego innego ugrupowania politycznego. Tak historyk-polityk ocenił stanowisko węgierskiego rządu wobec wydarzeń europejskich mających miejsce w grudniu 2023 roku i wojny rosyjsko-ukraińskiej. Jakim premierem jest ten, kto nie zaprzyjaźnia się z naszymi sojusznikami, ale szuka przyjaźni z tymi, którzy nie są naszymi sojusznikami, a wręcz niebezpiecznymi dla Europy. To czytelnik decyduje, kto siedzi na koniu do góry nogami.

Inny historyk, laureat Nagrody Széchenyi’ego, którego książki (oraz jego uczniów) piętrzą się w księgarniach i który wraz ze swoimi studentami dominuje na węgierskich uniwersytetach, poczuł, że musi zabrać głos. To naukowiec, który dziś najwięcej publikuje i korzysta z dotacji państwowych, pojawia się w filmach i na ekranach telewizorów, będący wzorem do naśladowania i dziedzicem pokolenia historyków głoszących „neutralnie lewicowe słowo”. Poniższą ocenę wydał gazecie, która również jest „neutralna” i głosi jedynie prawdę. „To będzie po naszych ojcach Horthym i Kádárze, a może nawet mamy już ojca Orbána”. Następnie wyjaśnia, że ​​chociaż osoby o odmiennych poglądach nie pójdą teraz do więzienia, nie ma planu likwidacji partii, urzędów, gazet z dnia na dzień i jest wolność słowa (dodam, jedna z największych w Europie), nie ma brutalności policji na demonstracjach, nie ma kryzysu migracyjnego, ale to wciąż duży problem.

O co tyle szumu? Według autora, pod rządami Horthysa, system prawicowy utrzymywał się u władzy przez ponad dwie dekady, ograniczając prawo głosu i wprowadzając głosowanie jawne. Dziś rząd ten udaje się utrzymać u władzy od 2010 roku dzięki redystrybucji okręgów wyborczych i wprowadzeniu jednoturowych wyborów, a także dyskredytacji kampanii skierowanych przeciwko partiom opozycji i jej przywódcom. Historyk mógł zacząć od naszego ojca Árpáda i mógłby dotrzeć do naszego ojca Kossutha, gdyby miał taką władzę. Zestawione fakty polityzującego naukowca przykrywają wycinek rzeczywistości, jednak banalna już tolerancja i antydemokratyczne epitety nie są przeznaczone dla poważnego historyka. (Chciałbym wiedzieć, do czego doszedłbyś w związku z analizą wydarzeń, które miały miejsce w Polsce w trakcie rundy 2023-2024.)

Wśród niezliczonej rzeszy historyków jest także osoba publiczna, która upiera się przy bardzo „upartym” stanowisku. Postać znana jest nie tyle z pracy naukowej, ile z regularnych występów w różnych kanałach telewizyjnych i wybuchów na tych forach. Jakim historykiem jest ktoś, kto ma do powiedzenia tylko jedno i jest to nijaka fobia? W takim razie nie zapominajmy o jego słynnym życzeniu, kiedy kiedyś śniło mu się, że chciałby, aby krew popłynęła ulicami Budapesztu. Coś takiego istniało już w 2006 roku, ale „historyk naukowy” musiał to przespać.

Groźba wojny domowej została już podniesiona przez kilka osób. Niezależnie od tego, czy jest to historyk, polityk czy dziennikarz, to jest sedno społecznej „debaty”. Czy nie dość wycierpieliśmy w XX wieku? Przywodzi to na myśl nazwisko innego badacza z palety historyków, którego ojciec zajmował się już tym tematem, a mianowicie tragedią Żydów na Węgrzech. Możemy wymienić dziesiątki książek spod pióra słynnego autora, którymi są lata 20-21. stulecia przywódcy węgierscy – zwłaszcza Horthy i Sztójay – udowadniają także winę dużej części społeczeństwa. Następnie w 2023 roku ukazała się biografia polityczna Ferenca Szálasiego, oparta na historii z 2016 roku i badaniach ojca wspomnianego już historyka, która uniewinnia szeroko komentowanego „zabójcę Żydów” polityka z jego zbrodni. Wiele osób podniosło głowę i jest zdziwionych tym zjawiskiem, ale lepiej będzie, jeśli przeczytają liczącą ponad pięćset stron książkę.

Warto też wspomnieć o jednym z historyków młodszego pokolenia, który także ma ogromny talent w sprzedawaniu siebie i swojego światopoglądu na „rynku wojny kulturowej”. Osoba ta jest fanem Endre Ady'ego, co ugruntowało już jego sympatię dla Galilei Kör (1908-1919), który dał przykład dzisiejszej młodzieży. (Galileiści byli wówczas bez wyjątku fanami Ady'ego.) Oczywiście omawiany historyk jest także wykładowcą uniwersyteckim, który choć poparty danymi, publikuje szereg prowokacyjnych prac. Bardzo ceni Mihály'ego Károlyi i Oszkára Jásziego, ze wszystkimi ich wadami, z drugiej strony osoba Istvána Tiszy jest przyczyną i wzorem do naśladowania wojny, utraty kraju i szaleńczego politykowania. Jego traktat zatytułowany „Eszelősek és idiotát stálál Węgry” dotyczy historii początku XX wieku, którą bez subtelności projektuje na obecnych przywódców państwowych.

Historycy po prawej stronie

Paleta artystów w tej dziedzinie jest również bardzo różnorodna, a wśród niektórych wykonawców jest prawie niemożliwa do naśladowania. Zanim przejdziemy do krótkiej analizy historyków stojących na straży wartości narodowych, należy wspomnieć o najważniejszych warsztatach.

Działalność Węgierskiego Instytutu Badawczego, założonego 1 stycznia 2019 roku, i samo jego istnienie wywołały w ciągu ostatnich pięciu lat wiele kontrowersji. Wyjaśnienie przyczyny sprzeczności jest proste. Działalność Instytutu koncentruje się wokół nieodkrytych dotąd wydarzeń z prehistorii Węgier, które wymagają potwierdzenia, a także badań nad wiekami Domu Árpádów i Hunyadis. Ze szczególnym uwzględnieniem identyfikacji szczątków królów i członków ich rodów, którzy kształtowali naszą historię za pomocą narzędzi DNA i archegenetyki (archeologia, badania historyczne, antropologia), co wcześniej nie było możliwe. Kolejnym „grzechem” Instytutu jest to, że przekazuje żyjącym dziś Węgrom tysiącletnią ideę Świętej Korony i przesłanie Regnum Marianum.

Co to znaczy? O wiele łatwiej jest wmówić ludziom, którzy nie mają wystarczającej wiedzy i wiary, że ta tysiącletnia idea utrzymania państwa nie istnieje. Łatwiej się z tego śmiać, niż traktować to poważnie. Nie zapominajmy też o znaczeniu Złotej Bulli wydanej w 1222 r., którą w Europie poprzedziła dopiero Angielska Deklaracja Praw (1213). Być może mniej osób wie, że Karta Praw stała się formą władzy, „konstytucją” w Anglii dopiero po jej opublikowaniu w 1689 roku, która rozdzieliła role króla, władzy ustawodawczej i władzy wykonawczej. Święta Korona i Regnum Marianum są trwałe i wieczne! Chociaż system prawny i granice państwa węgierskiego zmieniały się na przestrzeni wieków kilkakrotnie w wyniku działania sił zewnętrznych i wewnętrznych, symboliczna idea państwa pozostała niezmieniona od czasów księcia Árpáda i króla św. Istvána. Tym, który to uznał i zaakceptował wśród przywódców państwa, był wybrany przywódca Węgier, a ten, kto tego nie zrobił, mógł jedynie siłą pozostać na czele kraju przez jakiś czas.

71-letni Francis Fukuyama, japońsko-amerykański historyk i filozof znany ze swoich błędów, wciąż krąży po świecie ze swoim powszechnie zapomnianym dziełem Koniec historii. Cytuję tu jedynie autora, gdyż w ostatnich latach z niezwykłą starannością pracował nad Węgrami, czego nikt od niego nie wymagał. Chyba, że ​​jest to Akcja na rzecz Demokracji (A4D), której jest aktywnym doradcą i w dodatku członkiem tej amerykańskiej organizacji. Nie wystarczyłoby mi w tym miejscu wspomnieć o Fukuyamie, gdyby nie wplątał się on w rozdział węgierskiej historii, z którym nie ma absolutnie nic wspólnego i o którym nic nie wie. W szczególności pisze o Złotej Bulli, powstałej w 1222 roku, jakoby elita rządząca XIII wieku narzuciła królowi i narodowi węgierskiemu tę szkodliwą bykę, co doprowadziło następnie bezpośrednio do Mohacza. Istotą jego pomysłu było oczywiście przeniesienie ośmiowiekowej konstytucji, która jest jednym z filarów naszego narodu, na dzisiejszą węgierską „dyktaturę”. Szczęśliwiej byłoby, gdyby zajmowała się na przykład afrykańskim regionem Sahelu i/lub kipiącymi państwami Azji i Ameryki Łacińskiej. /Naród węgierski/. W tych stanach jest znacznie więcej „do zbadania” i być może widać było, że historia nie ma końca. Nawiasem mówiąc, historia nie kończy się nigdzie na tej planecie, właściwie niedawno osiągnęła nowy poziom. Panu Fukuyamie trudno będzie stąd namalować autentyczny obraz świata.

Instytut Badań Historycznych i Archiwum VERITAS. Podobnie jak to opisano w przypadku MKI, instytut Veritas jest także celem politycznym i znaczna część mediów nieustannie go atakuje. Czasami nawet podają powód. Z jednej strony ich dzieła historyczne i konferencje, z drugiej zaś ich osobista kompozycja zapewnia całościowy ogień, jaki na nich spada. Instytut został powołany w 2013 roku przez rząd Węgier. Mając na celu wzmocnienie świadomości narodowej poprzez oparcie jej na szeroko zakrojonych pracach badawczych.

Większość prac badawczych obejmuje wydarzenia z prawie 130 lat pomiędzy 1867-1994, liczne zmiany ustrojowe (kompromis – era dualizmu – koniec I wojny światowej – republika – Republika Radziecka – Trianon – era Horthy’ego – koniec II wojny światowej). II wojna światowa – era Rákosiego – 1956 – era Kádára – 1990) jest skoncentrowana. Każda epoka jest badana przez odrębne grupy badawcze, których wyniki prezentowane są na 2-3 konferencjach i publikacjach rocznie.

Światopogląd historyków prawicy – ​​nazwijmy to dla uproszczenia – można zdefiniować w powyższych podsumowaniach. Nie zaprzeczają naszej narodowej przeszłości, chrześcijaństwu, i wykorzystują wyjątkowe możliwości, jakie tkwią w utrzymaniu siły języka węgierskiego. Oczywiście lewicowi historycy pracują także z tymi ostatnimi.

Jednym z najczęściej wymienianych i atakowanych historyków jest ten, który nie wyklucza przywrócenia jedności Historycznych Węgier, co wspiera przede wszystkim krytyką historiografii rumuńskiej. Jego twórczość charakteryzuje się szczególnie dwoma tematami. Jednym z nich jest rozbicie niesprawiedliwego dekretu pokojowego z Trianon, drugim jest działalność masonów na Węgrzech. Tematy drażliwe, niewyczerpane, ale jednocześnie źródło ostrych kontrastów.

Na szczególną uwagę zasługują badania nad historią prehistoryczną, które rozpoczęły się w 1990 roku. Były ku temu precedensy, ale przez dziesięciolecia ustroju socjalistycznego nie można było o nich pisać ani mówić. To, co spowodowało jeszcze większy problem, czyli utratę kształtowania się zdrowej świadomości całego pokolenia, można doszukiwać się w brakach węgierskiego nauczania historii.

Zauważam, że po zmianie systemu lub metody nauczanie historii w jednym podręczniku zostało zastąpione podręcznikami szybko rozwijających się wydawców podręczników. Powstało blisko stu wydawnictw, z których do szkół można było włączyć podręczniki do historii od około 6-8 wydawców. Można było wybierać między nimi, ale żaden z nich nie mógł uniknąć jednokierunkowego programu nauczania. A to ograniczało zawartość podręczników do ścisłych granic. (Przykładowo Kornél Bakay również opublikował serię dla klas 5-8, ale nie miał szans na dostanie się na tę listę, ponieważ nie spełniała ona wymogów oficjalnego programu nauczania.) Mógłby istnieć rząd kierujący się dowolnym kierunkiem politycznym, edukacja zgodnie z wydarzyły się „wytyczne” sił lewicowych. Minister Bálint Magyar odebrał dwadzieścia lat możliwości nauczania nurtu narodowego, liberalizując system szkolnictwa. Szczególną uwagę dyrektorzy oświaty zwracali na treść przedmiotów z historii i literatury. Nietrudno zgadnąć, dlaczego tym dwóm tematom poświęcono szczególną uwagę.

Fałszywa teoria ugrofińska musiała znaleźć się w podręcznikach do historii liceów i gimnazjów, które weszły do ​​obiegu od 1996 roku, ale jednocześnie np. teorię podwójnego podboju Gyuli László można było opisać jedynie z pewnymi ograniczeniami. Niewskazane było nauczanie imienia i historycznej roli Attyli, Wielkiego Króla Hunów. Wszystko to można łatwo sprawdzić, przewracając kartki odpowiednich programów nauczania z lat 90. i 2000. XX wieku.

Wracając do badań prehistorycznych. Obserwując osoby, które napisały książki i opracowania, a zwłaszcza kilkudziesięciu wykładowców, wyłania się ciekawy obraz. I mówię tu tylko o autorach prawicowych z uczuciami narodowymi, jeśli chcę to ująć prościej. Tego samego chcą ci historycy, intelektualiści zajmujący się historią, ale wykonujący inne zawody, a także nauczyciele historii. Aby oddać sprawiedliwość Węgrom, umieścić węgierską prehistorię i naszą 1100-letnią historię na swoim miejscu. Problem wynika z tego, że „prawd” jest tyle, ilu jest mówiących. Czasami nie wiem, skąd niektórzy ludzie czerpią swoje „fakty”, mimo że próbuję się dowiedzieć. Jeszcze większym problemem jest to, że ci autorzy toczą ze sobą wojnę, w każdym temacie widzą rozwiązanie inaczej. (Często myślę i nie jestem w tym osamotniony, że w szeregi wspomnianych wykładowców przeniknęli prowokatorzy.) Rezultatem tej różnorodności teorii będzie i już było dezorientowanie szczerze zainteresowanych miłośników historii, którzy chcą dowiedzieć się.

Trzeba jednak stwierdzić, że badacze i archeolodzy, którzy spędzili lub obecnie spędzają lata w Mongolii czy innych krajach azjatyckich, uzyskali takie dowody, że trudno z nimi polemizować.

Jak rozwiązać tę kłopotliwą sprzeczność? Być może w taki sposób, że trzeba konsekwentnie, krok po kroku śledzić budowane na sobie stulecia węgierskiej historii. Należy przyjrzeć się, czy wydarzenia społeczne i ich bohaterowie przekazali węgierską „linię” w przyszłość, czy też chcieli ją przełamać lub wręcz jej zaprzeczyć. Tę linię możemy też nazwać duszą ludu, bo zacznijmy od tego, że ona istnieje. W przypadku Węgrów możemy być tego pewni. Uważam, że większość Węgrów jest na tyle dorosła, aby zobaczyć, kto chce dobra, a kto zła dla kraju. W Europie, biorąc pod uwagę lata 16-20 stulecia, ucierpieliśmy najbardziej i poświęciliśmy najwięcej, aby chronić Europę. Potem dobrze nam podziękowali, mamy za to Trianon. Czy możemy sobie wyobrazić, że mocarstwa sprzed stu lat poniosłyby taką stratę, jaką Węgry ponoszą do dziś?

Na zakończenie wykładów, artykułów i rozmów często pada banalna już zachęta: Obudźmy się! Budzik! Ci, którzy to wypowiadają, zapominają, że słyszymy to od prawie 35 lat. Ten czas by nam wystarczył, żeby się „obudzić”. A może ci, którzy wzywają do pobudki, nie wiedzą, że wielu, wielu ludzi się obudziło? Przecież właśnie dlatego znowu jesteśmy sami, bo świadomość narodowa w tym narodzie, w tym kraju jest silniejsza niż w jakimkolwiek innym narodzie. A teraz mówię tylko o Europie, łącznie z 27 państwami członkowskimi Unii. Choć możliwe, że się mylę, w każdym razie codzienne życie polityczne lat 20. XX w. na to wskazuje. Panikarzy żyją w naiwnym przekonaniu, że pewnego pięknego dnia obudzi się dziesięć milionów ludzi i wszyscy będą chcieć tego samego, myśleć to samo o Árpádzie, Świętej Koronie, królu Istvánie i Miklósie Horthym, o chrześcijaństwie, tak jak on. Swoją drogą, coś takiego nigdy się nie zdarzyło nawet na Węgrzech i nigdy nie będzie. Każdy, kto w to wierzy, jest albo beczkowatym gadułą, albo śmiertelnie naiwnym.

Strażniczki, pielęgniarki i wskrzeszarki tradycji

Spośród wielu, które nie zostały tutaj omówione, należy wspomnieć o jeszcze jednym istotnym fakcie. Jak grzyby pomnażają się biznesy, małe i duże społeczności, co do których nie jest pewne, czy wszyscy są nosicielami narodowych wartości, ale jeśli chodzi o trendy, to jeszcze trzeba je tam sklasyfikować. Mam na myśli winiarzy, tancerzy ludowych, mistrzów muzyki ludowej i pieśni ludowych, a także popularne zespoły dziecięce, a nawet stadniny koni, które pełnią funkcję znaku „węgierskiego narodu jeździeckiego”.

Nie ma tu miejsca na wyliczenie około 90 wartości Kolekcji Węgierskiej, ale są to wartości, które zasłużenie są znane na całym świecie lub znajdują się na poziomie, na którym konkurują z jakąkolwiek inną wartością. Bo inne kraje też mają wiele cudów, ale zajmijmy się teraz tylko naszymi wartościami. Od werbla po porcelanę Herend i Solnay, pożegnanie Csíksomlyó, hafty Beregów, stroje Kalotaszeg po węgierskie opowieści ludowe, główki cmentarne, bramy Székely i ogrodzenia szablowe, nie wspominając o kostce Rubika i Öcsi Puskás – węgierski skarbiec jest nieskończenie bogaty. I od każdego zależy, z jakiego światopoglądu wynika ten węgierski cud.


Sekret naszego przetrwania

W świecie pełnym chaosu wielokrotnie przekonujemy się, że Węgry muszą pozostać niepodległym państwem. Przecież w ciągu 1100 lat w Europie wyłoniły się wielkie imperia, znacznie większe, liczniejsze i bogatsze niż Węgry, a następnie zniknęły. I zostaliśmy. To prawda, że ​​nasze terytorium i populacja zmalały, ale oto jesteśmy. Gdzie jest Cesarstwo Niemiecko-Rzymskie, Imperium Habsburgów, Imperium Osmańskie, Imperium Brytyjskie, Trzecia Rzesza czy Związek Radziecki? Wspomnę teraz tylko o imperiach, które od wieków pośrednio lub bezpośrednio napadały na nasz kraj, zagrażając naszemu istnieniu i niepodległości. Jednak nie da się tego wyjaśnić, tajemnica narodu węgierskiego ma głębsze korzenie. Przyjrzyjmy się 1100 latom naszego kraju w kolejnych rozdziałach, w podziale na stulecia.

Nie zapominajmy, że na szczęście zakorzeniło się to już w świadomości Węgrów, kolejną wielką tajemnicą naszego przetrwania jest nasz język, który ma niespotykane bogactwo w Europie. Pomyślmy szczególnie o naszym piśmie runicznym, które już przyniosło nowe odkrycia i niespodzianki, a w przyszłości nadal będzie wzbogacać naszą kulturę.

Autor: Ferenc Bánhegyi

Źródło zdjęcia na okładce: Kurultáj

Z dotychczas opublikowanymi częściami serii można zapoznać się tutaj: 1.2.3.4.5.6.7.8.9.10.11.12.13.14.15.16.17.18.19., 20., 21., 22.23., 24,, 25., 26.27., 28., 29/1.,29/2., 30.31.32., 33.34., 35.36., 37., 38.39.40.41.42., 43., 44.45., 46.47.48.49.50.51.52., 53.54.55., 56., 57.58., 59., 60., 61.